Prof. Jan Krakowiak, prezes Poddębickiego Centrum Zdrowia, nie ma wątpliwości, że służbę zdrowia powinno się w Polsce urynkowić. Idea jest prosta: pacjenci sami wybierają, do której placówki chcą się udać i u którego lekarza leczyć (czyli „głosują nogami”). Za lekarzem idzie pacjent, a za pacjentem – pieniądz. Pytamy, jak ta koncepcja mogłaby się sprawdzić w rzeczywistości
Panie profesorze, od lat jest pan propagatorem idei działania służby zdrowia na zasadzie wolnego rynku. To dosyć rewolucyjne podejście… ale sensowne, prawda?
Zdecydowanie. Mam swoje pomysły na funkcjonowanie służby zdrowia i najpierw wdrażam je w naszym szpitalu. Zacznijmy od podstaw, czyli od budowania zaufania pacjentów. Mamy świetny zespół lekarzy o znakomitej renomie. Szpital posiada nowoczesną aparaturę medyczną, m.in. unikatowy, pierwszy w Europie egzoskop – ultranowoczesny robot do operacji neuroortopedycznych. Specjaliści i nowoczesna aparatura medyczna sprawiają, że przyciągamy do Poddębickiego Centrum Zdrowia pacjentów nie tylko z okolicznych powiatów (mimo, że tam też są szpitale!), ale niemal z całej Polski. Sami decydują o wyborze naszego szpitala. Tak właśnie wygląda „głosowanie nogami”. Szkopuł w tym, że wprawdzie mamy odpowiednie zasoby, by ich leczyć – tyle że jesteśmy blokowani limitami wynikającymi z ustawowego ryczałtu. Właśnie o tym aktualnie rozmawiam w Centrali Narodowego Funduszu Zdrowia.
Brzmi ciekawie. Proszę zatem opowiedzieć o tym koncepcie, bo domyślam się, że jest on ściśle związany z rentownością szpitala…
Trafił pan w punkt. Dwa koronne czynniki sukcesu w tej branży to opłacalność (dzięki nowoczesnej konstrukcji finansowej) i spełnianie realnych potrzeb pacjentów (dzięki ich dobremu rozpoznaniu). Już tłumaczę. Poddębickie Centrum Zdrowia funkcjonuje na zasadzie subkontraktów. Niemal w ogóle nie zatrudniamy pracowników na etat; zamiast tego mamy szereg firm-podwykonawców. Dzięki temu ordynatorzy poszczególnych oddziałów sami sobie kompletują zespoły fachowców i za nich odpowiadają, dokładając zarazem wszelkich starań, by utrzymać koniunkturę. Wzrasta więc poziom odpowiedzialności i za personel, i za samych pacjentów.
A teraz: na ten konstrukt nałóżmy naszą unikatową ofertę dla pacjenta. Mamy wspomniany ultranowoczesny egzoskop. Do zabiegów z jego pomocą ustawiają się ogromne, blisko tysiącosobowe kolejki. Limit na zabiegi, jaki nas ogranicza, to 300 tys. zł w skali miesiąca. A moglibyśmy je robić za sumę dziesięciokrotnie większą.
Zwykło się mówić, że w Polsce brakuje finansów na leczenie…
… i to jest mit, który trzeba obalać! To nie tak, że polska służba zdrowia jest biedna; tylko dostępne fundusze nie są właściwie zagospodarowywane. Czyli pieniądze są, ale są często „przepalane” tam, gdzie nie powinny. Dam przykład. W Polsce istnieje około 900 szpitali, a w ponaddwukrotnie liczniejszych Niemczech – zaledwie 400. A nasz system funkcjonuje gorzej niż niemiecki.
Dlaczego?
Kluczową rolę na Zachodzie odgrywają specjalizacje poszczególnych placówek oraz ich rozsądne rozmieszczenie geograficzne. Mądrzej jest, żeby pacjent pojechał nieco dalej, ale do znakomicie wyspecjalizowanego i doinwestowanego szpitala, zamiast do placówki bliższej, ale na słabszym poziomie. A teraz spójrzmy na Polskę: tu niemal każdy szpital powiatowy to jeden z największych lokalnych zakładów pracy. U mnie np. pracuje 670 ludzi, podczas gdy miasto Poddębice liczy raptem 8 tysięcy mieszkańców, a cały powiat – 40 tysięcy. Ale najważniejszy jest fakt, że dzięki odpowiedniemu wyspecjalizowaniu i dosprzętowieniu aż 75% naszych pacjentów jest z zewnątrz! Oni chcą przyjeżdżać właśnie tu – bo nas wybierają.
I tak powinno być w całej polskiej służbie zdrowia. Marzę, by przestało w niej dochodzić do dysproporcji. Bo dziś, w trzeciej dekadzie XXI wieku, wciąż zdarzają się oddziały, które stoją puste, a do innych trzeba czekać w kolejce kilka lat. To absurd! W dzisiejszych czasach? Nazwę to wprost: głupotą jest dla mnie dziś ukierunkowywanie środków w nierentowne oddziały, a przy tym – niedofinansowywanie tych, które są oblegane. Nam np. udało się wyjąć z ryczałtu pediatrię (gdy jeszcze była w ryczałcie), którą zlikwidowałem, ponieważ nie była w stanie zarobić na siebie z powodu zbyt małej liczby pacjentów; za to zaoszczędzone środki mogliśmy skierować w dobrze prosperujące oddziały, a naszym oczkiem w głowie jest ortopedia wiążąca się ze wspomnianym egzoskopem, na którą staramy się uzyskać środki pozaryczałtowe.
Rozumiem, że byłaby to wówczas kolosalna zmiana w Poddębickim Centrum Zdrowia.
Dokładnie tak. Jak wspomniałem, nasz egzoskop to unikatowy na skalę Europy aparat medyczny, a nasz potencjał jego wykorzystania wielokrotnie przewyższa aktualny limit. Ludzie z całej Polski czekają w kolejce, a my chcemy im pomóc jak najszybciej. Zamiast kilku czy kilkunastu osób miesięcznie moglibyśmy wyleczyć do kilkudziesięciu. A zapotrzebowanie na operacje przy użyciu egzoskopu jest ogromne. Stosujemy go przede wszystkim przy zabiegach kręgosłupa, w części lędźwiowej i szyjnej. Ta gałąź medycyny jest w dzisiejszych czasach niezwykle istotna i – niestety – rosnąca.
Z czego to wynika?
To znak czasów. Współczesny człowiek cierpi na choroby narządu ruchu. Jedzenie, które spożywamy, jest najczęściej modyfikowane i nie dostarcza odpowiednich wartości czy witamin. Młodzież szybko rośnie, cierpiąc przy tym na niedobory wapnia, nie pomaga też spożywana w nadmiarze kofeina. Dużo stresu, siedząca praca, mało ruchu na co dzień… Wystarczy, że ktoś pójdzie nieprzygotowany na siłownię i w moment może dojść do przeciążenia. Tu rozpoczyna się nasza rola – musimy sprawnie zdiagnozować dokładną przyczynę i szybko ją wyleczyć, na szczęście często nieinwazyjnie. A czas reakcji jest tu kluczem, więc długie oczekiwanie w kolejce nikomu nie sprzyja; tym bardziej, że najczęściej wiąże się z ogromnym bólem i cierpieniem. Staramy się zresztą jednocześnie rozwijać neuroortopedię i rehabilitację, by cały ten proces skrócić maksymalnie. Dążymy do tego, by – tam, gdzie to możliwe – po kilku tygodniach pacjent mógł wrócić do pełni sprawności. I to działa. Chcemy przyjąć jak najwięcej potrzebujących i zagwarantować im kompleksową opiekę w tym zakresie.
Jakich kolejnych, rozwojowych kroków możemy wypatrywać w państwa szpitalu?
Naszym priorytetem jest SOR. Będziemy go modyfikować i układać w zupełnie innej konfiguracji. Finał prac przewiduję na koniec listopada tego roku. Ruszyliśmy też z procedurami onkologii klinicznej, a do chirurgii ogólnej dołożyliśmy kolejne, skomplikowane zabiegi. Chcemy zwiększać wydajność i całościowo usprawniać organizację. Idealnie byłoby, gdybyśmy mogli poświęcać chorym jak najwięcej uwagi, dokładnie znać każdego z osobna. Tak jak w Kanadzie, gdzie nie marnuje się zbędnego czasu na papierologię, a do przyjmowanych pacjentów podchodzi się indywidualnie. Ale i teraz robimy wiele dobrego w tym kierunku. Bo atmosfera w szpitalu to coś bezcennego. Trzeba tylko umieć ją stworzyć.