Szacuje się, że ok. 1–2 proc. populacji dzieci w Polsce może doświadczać alergii na jad owadów błonkoskrzydłych i być narażonych na ciężką ogólnoustrojową reakcję alergiczną po użądleniu osy, pszczoły albo szerszenia. – Rodzice boją się wysyłać dzieci na dwór. One chciałyby się bawić z rówieśnikami, ale siedzą w domu – mówi psycholog Katarzyna Korpolewska.
W czasie pandemii COVID-19 ok. 30–40 proc. pacjentów straciło na dodatek możliwość odczulania, czyli dostęp do ratującej życie immunoterapii alergenowej, w naszym kraju podawanej wyłącznie w szpitalach. Dlatego lekarze i środowiska pacjenckie od ponad roku prowadzą starania o to, żeby umożliwić pacjentom odczulanie w warunkach ambulatoryjnych, bez potrzeby hospitalizacji.
– W okresie letnio-jesiennym w zasadzie wszyscy jesteśmy narażeni na użądlenia owadów błonkoskrzydłych, natomiast najszerszą grupą ryzyka są osoby spędzające dużo czasu na świeżym powietrzu, m.in. rolnicy, sadownicy, pszczelarze, ogrodnicy czy leśnicy. Ryzyko dotyczy jednak każdego, kto spędza na łonie natury dużo czasu – mówi agencji Newseria Biznes Grzegorz Baczewski, wiceprezes Fundacji Centrum Walki z Alergią.
Użądlenie osy, szerszenia czy pszczoły zwykle oznacza ból, świąd albo niewielki miejscowy obrzęk. Jednak dla osób, które są uczulone na ich jad, taki incydent może się skończyć ciężką reakcją alergiczną zagrażającą życiu. Szacuje się, że ryzyko dotyczy kilku procent populacji. Częstość występowania alergii na jad owadów błonkoskrzydłych zależy też od stopnia ekspozycji na użądlenie i w takich grupach jak np. leśnicy, rolnicy czy działkowicze sięga ona już nawet kilkunastu procent.
– Problem, choć w mniejszym stopniu, dotyczy też dzieci. Szacuje się, że między 1 a 2 proc. dzieci jest narażonych na silną reakcję ogólnoustrojową – mówi Grzegorz Baczewski.
– Jeżeli ktoś raz w życiu został użądlony przez owada błonkoskrzydłego i okazało się, że ma alergię, czyli reaguje bardziej intensywnie niż przeciętna osoba, to potem obawia się, że może go to spotkać po raz kolejny. Trzeba pamiętać, że wstrząs anafilaktyczny to poważna reakcja organizmu, doświadczenie budzące lęk, bo ono pokazuje, że z błahego powodu czyjeś życie może być zagrożone – mówi psycholog Katarzyna Korpolewska. – Powoduje to też niechęć przed wychodzeniem z domu i widać to szczególnie wśród dzieci i ich rodziców, którzy boją się puszczać swoje pociechy na dwór.
Jedyną metodą przyczynowego leczenia alergii na jad osy, pszczoły czy szerszenia jest tzw. immunoterapia alergenowa, popularnie nazywana odczulaniem, która buduje tolerancję organizmu na dany alergen. Jest ona traktowana jako terapia ratująca życie.
– Podajemy pacjentowi alergen stopniowo, zwiększając dawkę, żeby organizm się przyzwyczaił, a układ odpornościowy zaczął tolerować białka zawarte w jadzie osy czy pszczoły i uznał je za nieistotne z punktu widzenia alergologicznego – wyjaśnia prof. dr hab. n. med. Krzysztof Kowal, przewodniczący Sekcji Immunoterapii Polskiego Towarzystwa Alergologicznego. – Immunoterapia alergenowa na jad owadów błonkoskrzydłych cieszy się dużym powodzeniem i ma bardzo wysoką skuteczność. Wynika to m.in. z faktu, że posiadamy obecnie dobre, wysoko wystandaryzowane preparaty do leczenia tą metodą.
Obecnie immunoterapia alergenowa na jad owadów błonkoskrzydłych jest wykonywana wyłącznie w warunkach szpitalnych. Wizyty w szpitalu odbywają się raz w miesiącu, przez około pięć lat. Część pacjentów, żeby poddać się hospitalizacji, musi wziąć wolne od pracy i nierzadko przejechać ponad 100–150 km, bo odczulanie oferuje tylko 33 ośrodków klinicznych i szpitalnych w całym kraju. Powoduje to, że część osób nie decyduje się na leczenie bądź z niego rezygnuje.
– Trzeba pamiętać, że to leczenie trwa około pięciu lat, więc jest to dosyć żmudny proces, wielu pacjentów nie decyduje się na wzięcie w nim udziału – mówi Grzegorz Baczewski. – Pacjent poddawany odczulaniu jest przyjmowany do szpitala na jednodniową wizytę. Leczenie odbywa się w systemie szpitalnym, ponieważ lek jest dostępny jedynie w refundacji szpitalnej.
– Większość osób jest leczona metodą ultraszybką, która zdecydowanie jest zarezerwowana dla trybu szpitalnego – mówi prof. Krzysztof Kowal.
Odczulaniu na jad owadów aktualnie poddaje się ok. 3 tys. pacjentów. W czasie pandemii wiele oddziałów zostało jednak zamkniętych albo przekształconych w covidowe, przez co część osób straciła dostęp do leczenia. Lekarze szacują, że liczba odczulanych pacjentów spadła przynajmniej o 30–40 proc.
– Nie mamy jeszcze oficjalnych danych dotyczących tego, jak pandemia COVID-19 wpłynęła na immunoterapię alergenową jadami owadów błonkoskrzydłych. Jednak orientacyjnie możemy szacować, że około 30–40 proc. pacjentów zakończyło ją przedwcześnie. Natomiast zmiany, przerwy i opóźnienia w immunoterapii dotyczyły prawdopodobnie ponad 80 proc. osób – mówi przewodniczący Sekcji Immunoterapii Polskiego Towarzystwa Alergologicznego.
Lekarze i środowiska pacjenckie od ponad roku starają się, aby immunoterapię prowadzić także w warunkach ambulatoryjnych, bez potrzeby hospitalizacji. W tym celu konieczna jest jednak refundacja immunoterapii alergenowej jadami typu depot, czyli o przedłużonym uwalnianiu alergenu. Ich dawka jest zwiększana dużo wolniej, co przekłada się na większe bezpieczeństwo i minimalne ryzyko wystąpienia reakcji niepożądanej u pacjenta.
– Immunoterapia jadami jest jedyną metodą leczenia, która ratuje życie pacjentów, dlatego staramy się, aby dostęp do niej był jak najszerszy i został poszerzony o lecznictwo ambulatoryjne. Obecnie jest to bardzo trudne, ponieważ ten lek nie jest refundowany w systemie aptecznym, co oznacza, że w warunkach ambulatoryjnych pacjent musi odczulać się na własny koszt. Staramy się, aby minister podjął decyzję i włączył ten lek na listę leków refundowanych aptecznie – mówi wiceprezes Fundacji Centrum Walki z Alergią.
Jak poinformowało Ministerstwo Zdrowia, w marcu 2020 roku wpłynęły dwa wnioski o objęcie refundacją leków typu depot w ramach listy aptecznej. W ramach procedowania, zgodnie z ustawą refundacyjną, Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wydała w sierpniu ub.r. rekomendację objęcia refundacją tego preparatu pod warunkiem obniżenia jego ceny co najmniej do poziomu dotychczasowej ceny preparatów. Po zakończonych negocjacjach wnioskodawcy z Komisją Ekonomiczną wydała ona negatywne uchwały, które wraz z całością dokumentacji zostały przekazane ministrowi zdrowia. Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła.
Eksperci argumentują, że rozszerzenie dostępu do immunoterapii alergenowej w ambulatoriach byłoby nie tylko wygodniejsze dla pacjentów, ale i tańsze dla systemu ochrony zdrowia. W czasie pięcioletniej immunoterapii koszt leczenia jednego pacjenta w warunkach szpitalnych sięga 63 tys. zł, podczas gdy koszt leczenia ambulatoryjnego jest o wiele niższy i wynosi ok. 20 tys. zł nawet przy refundacji aptecznej immunoterapii jadami.
– Wszystkie procedury w warunkach szpitalnych charakteryzują się bardzo wysokimi kosztami, m.in. ze względu na samą opłatę hotelową, pobyt w szpitalu. Dlatego możliwość wykonywania jakiejkolwiek procedury w warunkach ambulatoryjnych zwyczajnie wiąże się z obniżeniem kosztów – podkreśla prof. Krzysztof Kowal.
Jak wskazuje, odczulanie na jad owadów błonkoskrzydłych w warunkach ambulatoryjnych jest już możliwe w wielu krajach Europy. Wprowadzenie takiej możliwości również w Polsce poprawiłoby dostęp do tej terapii, w efekcie więcej pacjentów mogłoby poddać się ratującej życie terapii, a lekarze alergolodzy mieliby narzędzia do leczenia zgodnie z wiedzą medyczną.
– Dostępność preparatów typu depot, które możemy zastosować w warunkach ambulatoryjnych, najprawdopodobniej zwiększy też dostęp do samej immunoterapii. Większa liczba chorych będzie mogła się odczulać, będzie mogła zastosować leczenie przyczynowe – mówi ekspert Polskiego Towarzystwa Alergologicznego.