Gaz ma być paliwem przejściowym w drodze do zazielenienia polskiej energetyki. Rząd inwestuje w nowe bloki gazowe, które mają zbliżyć Polskę do osiągnięcia celów redukcji emisji CO2, a eksperci wskazują, że w 2040 roku będzie ona już w dość dużym stopniu polegać na paliwach gazowych.
Tymczasem w UE rośnie liczba przeciwników tego surowca jako nieekologicznego i drugiego najbardziej emisyjnego po węglu, a Europejski Bank Inwestycyjny zamierza zaprzestać finansowania projektów gazowych po 2021 roku. – Specjaliści mówią jasno: po 2030 roku gaz będzie na cenzurowanym, tak jak w tej chwili węgiel – mówi Jerzy Marek Nowakowski, prezes Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego. Jak podkreśla, postawienie na ten surowiec oznacza dla nas uzależnienie od jego importu.
Zgodnie z Polityką Energetyczną Polski 2040 nasz kraj będzie stopniowo odchodzić od węgla, którego udział w strukturze zużycia energii brutto na koniec tej dekady ma nie przekraczać 56 proc. (a nawet 37,5 proc. w scenariuszu wysokich cen uprawnień do emisji CO2). Z kolei udział OZE ma do tego czasu wynosić nie mniej niż 23 proc. Rząd założył, że kluczową rolę w transformacji odegrają m.in. fotowoltaika, morska energetyka wiatrowa i atom, natomiast rolę paliwa przejściowego będzie spełniać gaz ziemny.
Gaz to atrakcyjna alternatywa w kontekście odchodzenia od produkcji energii z węgla, ponieważ charakteryzuje się około dwukrotnie niższą emisyjnością. W dłuższej perspektywie trzeba będzie jednak znaleźć dla niego alternatywę, ponieważ w UE rośnie liczba przeciwników zastosowania tego surowca do produkcji energii jako nieekologicznego i – drugiego po węglu – najbardziej emisyjnego.
– Specjaliści mówią jasno: po 2030 roku gaz będzie na cenzurowanym, tak jak w tej chwili węgiel. Warto więc myśleć nie tyle o budowie nowej infrastruktury gazowej, ile o przejściu części elektrowni węglowych na zasilanie gazowe. Obawiam się jednak, że Polska nie jest za bardzo przygotowana do tego, żeby wejść w gaz jako paliwo przejściowe – mówi agencji Newseria Biznes Jerzy Marek Nowakowski.
Nurt skierowany na ograniczenie roli tego paliwa jest w UE coraz silniejszy, co potwierdza też fakt, że Europejski Bank Inwestycyjny – dotąd wspierający tego typu inwestycje – zamierza zaprzestać finansowania projektów gazowych po 2021 roku. Gaz ziemny prawdopodobnie zostanie znacznie ograniczony, ustępując w przyszłości miejsca wodorowi produkowanemu ze źródeł odnawialnych. Dlatego – jak wskazują eksperci ILF Consulting Engineers w raporcie „Energia (od)nowa” – w Polsce szeroko zakrojone inwestycje w bloki gazowe są na dziś technicznie i ekonomicznie uzasadnione, ponieważ zbliżają ją do osiągnięcia celów redukcji emisji CO2. Jest to jednak tylko faza przejściowa między obecną, wysokoemisyjną energetyką a niskoemisyjną energetyką, do której dąży UE.
Eksperci oceniają, że w 2040 roku polska energetyka będzie już w dość dużym stopniu oparta na paliwach gazowych. Czas eksploatacji bloku gazowego szacuje się jednak na 25–30 lat, więc elektrownie oddawane do użytku pod koniec tej dekady nadal będą w eksploatacji około 2050 roku. Wówczas nie będą już jednak narzędziem do osiągnięcia neutralności klimatycznej, ale mogą spełniać funkcję stabilizacji sieci i niestabilnych źródeł odnawialnych.
– Dla naszego bezpieczeństwa energetycznego przejście na gaz jako surowiec przejściowy oznacza jednak, że przestajemy funkcjonować na własnych surowcach i zaczynamy być uzależnieni od importu. To oczywiście nie jest wygodne, a z drugiej strony – wymaga prowadzenia intensywnej, bardzo przemyślanej polityki zagranicznej. Inaczej mówiąc: jesteśmy w sytuacji, w której polityka energetyczna staje się istotną częścią polityki zagranicznej – podkreśla prezes Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego.
Według danych Agencji Rynku Energii w 2020 roku udział gazu w produkcji energii elektrycznej w Polsce wynosił raptem 10 proc. (węgla kamiennego i brunatnego – 69,9 proc., a OZE – 17,1 proc.). Jednak zużycie gazu w odpowiedzi na stopniowy spadek zużycia węgla rośnie z każdym rokiem. W praktyce oznacza to, że rośnie również import tego paliwa. Dlatego eksperci podkreślają, że w celu zapewnienia Polsce bezpieczeństwa energetycznego konieczna jest dalsza dywersyfikacja dostaw gazu i związana z tym rozbudowa sieci przesyłowej i dystrybucyjnej.
– Rosyjski gaz możemy zastąpić gazem skroplonym, gazem z Norwegii albo innych państw Europy. W tej chwili gazu jest na rynku nadmiar, więc nie musimy już korzystać z rosyjskiego, jeżeli Rosjanie będą łączyć jego sprzedaż z jakimikolwiek uwarunkowaniami politycznymi czy złymi warunkami finansowymi – mówi Jerzy Marek Nowakowski.
Głównym źródłem dostaw skroplonego gazu ziemnego do Polski jest należący do Gaz-Systemu terminal LNG w Świnoujściu. Pięć lat temu, kiedy przypłynął do niego pierwszy ładunek z Kataru, po raz pierwszy możliwe stało się sprowadzanie do Polski gazu innego niż rosyjski. Jak podaje PGNiG, w 2020 roku LNG stanowiło już ponad 25 proc. importowanego surowca, podczas gdy w 2016 roku było to tylko 8,4 proc. Równolegle, w latach 2015–2019, znacząco spadł udział tego paliwa kupowanego od Gazpromu w całym imporcie polskiej spółki (z 87 do 60 proc.).
Terminal w Świnoujściu w ciągu ostatnich pięciu lat odebrał w sumie 130 ładunków, czyli ok. 10,6 mln ton skroplonego surowca, co po regazyfikacji odpowiada prawie 15 mld m3 gazu ziemnego. Obecnie jest on w trakcie rozbudowy, po której jego moce regazyfikacyjne znacząco wzrosną – do 8,3 mld m3 gazu rocznie w 2024 roku.
Do dywersyfikacji dostaw gazu ma się też przyczynić budowany dwunitkowy Baltic Pipe, przez który do Polski będzie płynął błękitny surowiec ze złóż na Morzu Północnym. Przepustowość gazociągu ma wynosić ok. 10 mld m3 rocznie, co stanowi ok. 60 proc. polskiego zapotrzebowania na gaz.
– Budowa Baltic Pipe rzeczywiście jest dość kluczowa, ale już w tej chwili – dzięki gazoportowi i innym połączeniom gazowym – jesteśmy bliscy tego, aby nie być zmuszonymi do kupowania rosyjskiego gazu – mówi prezes Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego. – Mamy szansę się uwolnić od rosyjskiego gazu, tylko zawsze pozostaje kwestia ceny. Rosyjski gaz nie śmierdzi, ale po prostu musi być zdepolityzowany.